Bóg jest miłością, nie miłość Bogiem - Odpowiedź na ostatnie wypowiedzi Papieża Franciszka.
Rzadko się zdarza że protestant troszczy się o słowa Papieża, jednakże zdarza się w życiu nie raz nie dwa, że powodowany miłością muszę bliźniemu, nawet jeśli ten zasiada po drugiej stronie barykady mojego światopoglądu stanowczo zaprzeczyć, i wyprostować jego ścieżki, zwłaszcza w stanie wyższej konieczności, czego obecny biskup Rzymu prawdopodobnie chyba nigdy nie zrozumie.
Ale może po kolei, żeby precyzyjnie rozłożyć temat.
Jakiś czas temu polskim światem chrześcijańskim który w znacznej z resztą części jest światem rzymskokatolickim, wstrząsnął szereg kontrowersyjnych działań papieża Franciszka oraz katolickiej dykasterii do spraw nauki i wiary pod kierownictwem kardynała Fernandeza. W dokumencie Fiducia supplicans, wyrażone zostało przyzwolenie na błogosławieństwo par jednopłciowych przez rzymskokatolickich prezbiterów. Oczywiście język dokumentu (przynajmniej w mojej opinii) pozostaje dość niejasny i rozmyty, co z resztą rodzi szereg sporów i dyskusji na temat tego co tak naprawdę to przyzwolenie oznacza, a czego nie oznacza. Przyjaciele zza Tybru próbują dokonać wyodrębnienia błogosławieństwa, o którym jest mowa w Fiducia suplicans, od błogosławieństwa liturgicznego, czyli tego właściwego, sakramentalnego pobłogosławienia związku jako usankcjonowanego przez kapłańską instytucję w Rzymie.
Oznacza to, że teoretycznie błogosławieństwo, na które zezwala dokument, nie zmienia nic w nauczaniu Kościoła Rzymskiego na temat homoseksualizmu oraz definicji małżeństwa, a jest jedynie swego rodzaju wyrazem dobrej woli instytucji lub jej przedstawicieli względem danej pary, a nie błogosławieństwem liturgicznym i sakramentalnym, unikając przy tym wyraźnych uściśleń. Mimo wszystko, wciąż rodzi to masę problemów, które w tym artykule zostaną poruszone.
We wstępie wspomniałem, o istnieniu stanu wyższej konieczności który jeszcze mocniej wskazuje potrzebę zabrania głosu. Wynika to z tego, że dla milionów ludzi żyjących w rzymskokatolickim kontekście, czy to praktykujących katolików, czy po prostu bierzmowanych apostatów czy też tych którym wszystko jedno od zarodka, rzymski papież pozostaje pewną personifikacją religii chrześcijańskiej. Zatem słowa papieża, jego nauczanie i wszelka nawet osobista interpretacja religii chrześcijańskiej, ma ogromny wpływ na sumienia oraz pogląd na wiarę Chrystusową otaczających nas rzesz, kształtuje kontekst, w którym imię Chrystusa jest wzywane za każdym razem, kiedy głoszona jest Ewangelia. To poważna sprawa.
To, w jaki sposób papież zabiera głos w tych istotnych w dobie panującego od 80 lat przewrotu seksualnego sprawach, rodzi poważne obawy, że Franciszek kompletnie nie ma dogłębnej znajomości fundamentów własnej religii.
Zamiarem tego artykułu będzie wyjaśnienie co jest nie tak z konceptem błogosławieństwa par jednopłciowych, nawet jeśli nie liturgicznie co raczej jakby w geście ,,dobrej woli” przez chrześcijańskich duchownych, jak z resztą określa owe błogosławieństwo Watykan. Dotkniemy przy tym oczywiście natury grzechu homoseksualizmu i prawidłowych, ewangelicznych sposobów odpowiedzi na ten ważny problem, a także odpowiedzi na odpowiedź Franciszka, i zakończymy małym podsumowaniem przyczyn i konsekwencji obranej przez niego postawy.
Do dzieła.
1. Jaki jest największy problem człowieka?
Domyślnym stanem człowieka, w jakim ten znajduje się po upadku, jest stan naturalnej wrogości wobec Boga. Serce człowieka, a zatem to, co według semickich natchnionych autorów ksiąg biblijnych składa się na ośrodek ludzkich myśli, intuicji i pragnień których instrumentem jest wola, podlega duchowej śmierci (Rdz 8:21, Ps 14:1, Hi 15:14-16, Hi 25:4-6, Jr 17:9, Rz 3:9-19) . Człowiek, mimo iż jest zdolny do czynienia dobra podług wypisanego w nadanym mu obrazie Bożym prawa naturalnego (Rdz 1:27, Mt 7:11, Rz 2:14-15), w najgłębszych zakamarkach swego serca inklinowany jest do tego co ostatecznie jest w Bożych oczach złe, i ta gorzka nuta dogłębnego zepsucia misternie zamieszkująca ludzkie serce, przenika absolutnie wszystkie aktualne decyzje, pragnienia i uczucia człowieka które sumują się w jego codziennym życiu, w tym przez co ten się utożsamia i czym żyje. Ma to ogromne znaczenie w tym, jak postrzegamy relację takiego upadłego stworzenia względem jego Stwórcy. Grzech jest przede wszystkim krzywdą wyrządzaną Bogu. Istota ludzka w stanie naturalnym kocha swój grzech (Jk 1:14–15; Mt 15:19; J 3:19–20), nawet jeśli ten ją niszczy. Próbuje wymazać Boga ze swojej rzeczywistości na wszelakie bardziej lub mniej jawne sposoby, i ze względu na to wisi nad tą istotą Boży gniew, który płonie przeciwko wszelkiej obrzydliwości i nieprawości (Rz 1:26; 2:5, Pwt 32:35, Obj 6:17; 14:9-11). To, od czego Bóg faktycznie ratuje człowieka poprzez okazanie mu łaski, to właśnie Jego własny gniew, który się każdemu człowiekowi w pełni należy, a robi to poprzez wylanie go na własnego Syna, którego ustanowił zastępczą ofiarą przebłagalną za każdego nawróconego grzesznika (Rz 3:25; Rz 8:3, Rz 5:1,6-10) którego przez to ratuje On także od grzechu poprzez wyrwanie go z niewoli wobec swojej nieprawości, pod którą poddało człowieka jego własne serce (J 8:36, Rz 3:23–28; Kol 1:13, 21). Jest to istotne dlatego że dzisiejsze próby ucieczki od poczucia winy i świadomości całkowitego braku zobowiązań Boga wobec grzesznego człowieka, prowadzą do zaburzenia poczucia powagi rzeczywistości grzechu, a tym bardziej powagi i znaczenia rzeczywistości odkupienia i miłosierdzia.
2. O co chodzi z homoseksualizmem?
Ten krótki wykład Ewangelii był konieczny, aby zrozumieć problem jaki narasta wokół działań papieża. Mianowicie wiemy, i temu (jeszcze) sam papież nie zaprzecza, że homoseksualizm jest grzechem. Co to znaczy, że homoseksualizm i co to znaczy, że grzechem? Zacznijmy odpowiedź na pytanie od końca:
Bóg ustanowił obiektywny porządek stworzenia, tworząc człowieka na Swój obraz i podobieństwo stworzył go mężczyzną i kobietą (Rdz 1:27). Oznacza to zatem, że podział na dwie uzupełniające się płcie, pomiędzy którymi Stwórca uporządkował co do joty wszelkie relacje, jest esencjonalnym elementem obrazu Bożego, który jest pełny w zjednoczeniu męża i jego żony. Zatem obiektywnym, pierwotnym a zatem jak Bóg rzekł na koniec każdego dnia ,,bardzo dobrym” (Rdz 1:31), stanem rzeczy w tej kwestii, jest heteroseksualny związek wyrażony w małżeńskiej relacji mężczyzny i kobiety. Wszystko co odbiega od tej reguły, należy przypisać rzeczywistości upadku, w wyniku którego wszelka ludzka zdolność, i pragnienie zostały usidlone przez rebelię wobec Boga i Jego prawa – grzech. Związek romantyczny dwóch osób tej samej płci jest w swej naturze zamachem na jedną z najwyższych rzeczywistości wpisanej w ludzką naturę, której zarówno sprawczą jak i celową przyczyną było wymalowanie przez Boga Jego własnego obrazu w człowieku który miał być koroną Jego stworzenia, chodzącą podobizną Najwyższego. Mając tego świadomość łatwiej nam bez zaciemniania Bożego Słowa zrozumieć, że właśnie dlatego w Księdze Kapłańskiej, gdzie zostało napisane: ,,Nie będziesz obcował z mężczyzną jak z kobietą. Jest to obrzydliwość” (Kpł 18:22), nie chodzi jedynie o jakąkolwiek formę aktywności seksualnej, ale również o wspólne życie w relacji romantycznej jako takie. Jest to potwierdzone także przez Apostoła Pawła jako niezmienne nauczanie moralne, gdzie w liście do Rzymian wskazuje on na relacje homoseksualne wśród pogan jako na przeciwne naturze, które to relacje Bóg dopuszcza do istnienia, aby objawić na nich swój gniew za ich nieprawość (Rz 1:21-28). Mówiąc prościej: Praktyka homoseksualna (zarówno romantyczna jako taka, jak i erotyczna), jest urzeczywistnieniem defektu skłonności wewnątrz ludzkiego serca, które sprzeciwia się Bogu.
Sumując wszystko co zostało powiedziane, wynikają z tego następujące bezwzględne prawdy:
a) Grzech jest zawsze wymierzony przeciwko Bogu, i to właśnie stanowi o jego potworności.
b) Uczucia homoseksualne są owocami zakorzenionego w sercu grzechu, który definiujemy jako naturalną skłonność do wychodzenia na przekór Bogu. Przekuwanie tych uczuć w czyn, zarówno w postaci wchodzenia w związek z osobą tej samej płci jak i podejmowania z nią współżycia seksualnego, jest oznaką świadomego trwania w tym grzechu, czym grzesznik ściąga na siebie Boży gniew, i jest odłączony sprzed Jego łaskawej, ojcowskiej obecności, do momentu upamiętania, odwrócenia się od swojego grzechu i złożenia ufności w przebłaganiu dokonanym za niego przez Jezusa.
3. Problem z duchem Fiducia Supplicans i apologią Franciszka
Teraz, mając usystematyzowaną wiedzę na temat sedna problemu, wykorzystajmy to jako miarę, do której przyłożymy to co Franciszek mówi w obronie swojej wizji błogosławieństwa par jednopłciowych, oceniając czy jest to prawda czy śmiertelne kłamstwo, bo wszak dla chrześcijańskiego przywódcy nie powinno istnieć nic pomiędzy tymi dwoma. Papież Franciszek w wywiadzie dla włoskiego tygodnika ,,Credere” wypowiedział takie słowa:
“Nikt się nie zgorszy, jeśli udzielę błogosławieństwa przedsiębiorcy, który być może wyzyskuje ludzi, a to jest przecież najcięższy grzech. Jednak oni są zgorszeni, gdy udzielę go homoseksualiście...To jest hipokryzja!”1
Cóż. Jest to bardzo niesforna próba uniku słusznej krytyki na podstawie bardzo nietrafionego porównania. Franciszek mówi tutaj, że dostrzega hipokryzję w tym, że nikt nie zgorszyłby się tak samo jak błogosławieństwem pary homoseksualnej, gdyby pobłogosławił on przedsiębiorcę, który być może wyzyskuje pracowników. Chwileczkę. Bądźmy konsekwentni i symetryczni, kiedy stosujemy porównanie. W wypadku owego przedsiębiorcy istnieje prawdopodobieństwo, iż popełnia on grzech, a zatem automatycznie wynika z tego także prawdopodobieństwo, że jest on człowiekiem uczciwym, i żadnego grzechu nie popełnia. Zatem, jeśli po błogosławieństwo przychodzi homoseksualista/ka ze swoim chłopakiem/dziewczyną, również zakładamy jedynie prawdopodobieństwo, że ich stan jest grzeszny, ale niekoniecznie musi?
Drogi czytelniku, mam nadzieję, że zauważyłeś już rażącą niespójność tej argumentacji, jednak ja chciałbym wydusić z tego wątku nieco więcej bulionu. No bo wytwórzmy sobie pewien obraz: Przychodzi do księdza para homoseksualistów, i prosi go o pobłogosławienie ich obu. Otrzymują błogosławieństwo wedle kolejnych słów Franciszka:
,,Nie błogosławię małżeństwa osób tej samej płci, błogosławię dwie osoby, które się kochają i proszę ich również, aby się za mnie modlili.”
Jaki to ma wydźwięk? Jaki kryje się w tym naturalny odbiór? Ano taki, że ksiądz życząc im Bożej łaski (co składa się na podstawową definicję religijnego błogosławieństwa), wyraża jakąś niepewność co do ich stanu: ,,No cóż, według mojej wiary i sumienia żyjecie w grzechu, czeka was wieczne potępienie i żyjecie z dala od społeczności z Bogiem, ale jednak mam jakąś nadzieję, że w jakiś sposób Bóg będzie wam łaskawy”. Czy zatem, nie wygląda to trochę tak, że prezbiter mając przed sobą grzeszników niepokutujących ze swojego grzechu, ale żyjących w nim świadomie i aktywnie, zamiast powiedzieć im pełną prawdę o ich stanie która może ich zbawić, bez względu na zgorszenie a nawet zranienie uczuć jakie może to wywołać, odpowiada na ich stan ,,Nie wiem jak to z wami jest, ale odprawiam was w pokoju, bo się kochacie, a i wy módlcie się za mnie”?
Szanowny biskupie Rzymu! Jak Bóg miałby być łaskawy dla niepokutującego grzesznika w inny sposób niż przyjmując jego odwrócenie się od grzechu i obdarowywując go dopiero wtedy społecznością z Sobą Samym i wszystkimi przywilejami grzesznika adoptowanego na dziecko Boże, na mocy zasługi przebłagalnej Jezusa Chrystusa?
Jeśli grzesznik zatem, przychodzi do jednego z rzymskich prezbiterów w swoim domyślnym stanie, bez jakiejkolwiek woli odwrócenia się od niego, następnie prosi o błogosławieństwo, czy może je otrzymać? Czy może otrzymać jakiekolwiek zapewnienie czy ogłoszenie a nawet wyrażenie nadziei Bożej łaski, skoro tę łaskę odrzuca na samym wstępie?
Największym błogosławieństwem, jakie Kościół Powszechny na całej ziemi powinien mieć do zaoferowania dla świata, nieważne czy jest to para zadeklarowanych homoseksualistów/ek czy nieuczciwy przedsiębiorca, powinno być zwiastowanie Ewangelii łaski Bożej dla każdego kto nawróci się ze swoich grzechów (Dz 2:37–41, 2 Krn 7:14, J 3:18; 8:24, Rz 1:16-17), a nie da się tego przesłania głosić uciekając wszelkimi sposobami od przesłania właśnie o grzechu. Oferowanie jakiegoś błogosławieństwa, które wyraża jakąś aprobatę i akceptację grzesznika w jego naturalnym stanie, bez wewnętrznego odwrócenia się od swojego grzechu, jest jedynie zapewnieniem tym ludziom których owe jakieś błogosławieństwo dotyczy, złudnej nadziei, że ich stan nie jest przeszkodą do wejścia w przestrzeń jakiegoś Bożego miłosierdzia, w którym mogą mieć z Bogiem jakąkolwiek społeczność.
Dla naszej grzesznej wrażliwości taka deklaracja może wydawać się brutalna, ale taka jest prawda która wyzwala (J 8:31-32). Nie można ani trochę łagodzić prostego przesłania Ewangelii, wszyscy rodzimy się i trwamy pod Bożym gniewem, który sprawowany jest przez Prawo (Rz 3:19; 4:15), a jeśli Bóg własnego Syna nie oszczędził, ale wydał jego ciało i jego krew na krwawą przebłagalną ofiarę (Iz 53), aby ocalić wielu grzeszników, którzy są w Chrystusie, tym bardziej nie oszczędzi tych którzy są poza Nim.
Być może papież ,,lubi czasem myśleć, że piekło jest puste”2, ale ja w żadnym razie, ponieważ motywuje to, aby bez kompromisów, dniami i nocami, w porę i nie w porę, w każdym miejscu i w każdym czasie głosić Ewangelię Jezusa Chrystusa (2Tm 4:1-2), ogłaszać zbliżający się dzień wielkiego gniewu Bożego wobec wszystkich nienawróconych grzeszników, aby jak najwięcej z nich przez tę posługę słowa mogło zostać pociągniętych do wiary w Chrystusa, który jest Jedyną arką w której schronić się może przed potopem człowiek.
Nie ma niczego pomiędzy, nie ma jakichś błogosławieństw, jakiejś społeczności z Bogiem, jakiegoś miłosierdzia, jest jedynie prosta linia podziału, przebiegająca wzdłóż osi krzyża. Grzesznikiem zasługującym na potępienie jest każdy człowiek, czy to osoba ze skłonnościami homoseksualnymi, czy to zły przedsiębiorca, czy nawet najszlachetniejszy dobroczyńca i filantrop, oraz autor tego artykułu. Jednak każdy grzesznik, który się całkowicie odwróci od swojego grzechu, otrzymuje nie jakieś, a konkretne błogosławieństwo: Boże przebaczenie i życie w Chrystusie (Rz 5:18), konkretną społeczność z Bogiem: jasno określoną relację z Bogiem opartą o umorzenie nieskończonego długu (Rz 8:1, Kol 2:14) i przejście z ławy sądowej do ciepłego domu sędziego, w którym jesteśmy traktowani już nie jako winni, ale jako Jego domownicy (Ef 2:18-20, Hbr 12:18-24) oraz konkretne miłosierdzie: darowanie sprawiedliwej kary za grzech (Rz 5:1).
Każdy grzesznik, który ma poznanie i świadomość Bożego Słowa rozcinającego w pół jego duszę i kości, ujawniającego najskrytsze zamiary jego serca (Hbr 4:12), a mimo to świadomie pozostający w swoim grzechu, jest wyłączony z Bożej obecności, nie jest dzieckiem Bożym, ale dzieckiem diabła, i z pewnością wraz z nim zginie na wieki. I największym aktem miłosiedzia względem człowieka, jakiego może dokonać chrześcijańska wspólnota, lider czy pojedynczy wierzący, jest głoszenie prawdy o grzechu, sprawiedliwości, sądzie, i zbawieniu w skutecznym przebłaganiu Chrystusa dla każdego kto upamiętuje się ku wierze. Jest to proste i nie można zbaczać od tego ani na lewo, ani na prawo. (Pwt 5:32-33)
4. Konkluzja
Na początku, napisałem coś takiego:
,,Zdarza się w życiu nie raz nie dwa, że powodowany miłością muszę bliźniemu, nawet jeśli ten zasiada po drugiej stronie barykady mojego światopoglądu stanowczo zaprzeczyć, i wyprostować jego ścieżki, zwłaszcza w stanie wyższej konieczności”
Oczywiście, wypowiedziałem te słowa jako protestant, który zamierza rozpocząć krytykę papieża. Jednak chciałem wyrazić tutaj pewną ogólną fundamentalną chrześcijańską zasadę, która powinna przyświecać nam wszystkim, którzy utożsamiamy się z Chrystusem. To oczywiste, że istnieją podziały konieczne, już od pierwszych genealogii ludzkości, gdzie istniała wyraźna różnica między linią Seta i Kaina. Próba unikania ich za wszelką cenę jest niezwykle niebezpieczna, bo zawsze kończy się to pochłonięciem światła, które jest po jednej stronie, przez ciemność która jest po drugiej. Niemniej my, chrześcijanie, którzy identyfikujemy się raczej z tą pierwszą linią rodu ludzkości, prawą i pobożną linią Seta, która jest światłem dla ludzkiego rodzaju, powinniśmy rozmawiać o wszystkim ze wszystkimi w miłości, mając u celu przede wszystkim ich dobro. Lecz co nie jest popularne w świecie, w którym światło przykrywa się pod korcem w zamian za iluzoryczny pokój, naszym punktem wyjścia powinno być przekonanie, że miłość i dobro istnieją obiektywnie i całkowicie zewnętrznie wobec nas, naszej intuicji i uczuć, są zawarte bowiem w pojęciu Prawdy, a Prawdą jest wszystko to co orzeknie Bóg.
Prawdą jest wszystko co mówi Prawo, a Prawo bez względu na to cokolwiek czuje i myśli człowiek, wykazuje grzech i winę, prawdą jest też Ewangelia, która daje ucieczkę od gniewu Bożego każdemu kto odrzuca grzech wskazany przez Prawo i wierzy w zasługę Chrystusa jako w swoją jedyną sprawiedliwość przed Bogiem (Rz 3:20-24, Ga 3:22-24, Iz 54:17). Zatem prawdziwy chrześcijanin, kiedy wychodzi do świata, miłość okazuje właśnie przez to, że ma odwagę do mówienia pełnej prawdy, nawet jeśli ta prawda łamie serca, powoduje więcej koniecznych podziałów i gorszy wszystkich wokół, wyraźnie rozdziela to co jest dobre a co złe, z bojaźnią Bożą w sercu ogłasza Prawo wszystkim grzesznikom, oraz Ewangelię wszystkim tym którzy słysząc to co Prawo mówi do nich, szczerze się nawracają ku życiu przez wiarę.
Naprawdę doceniam papieża Franciszka jako człowieka. Uważam go za człowieka niezwykle czułego i wrażliwego. W tonie, który przewija się w jego odpowiedziach na krytykę które przytaczałem wyżej, widać wyraźnie pewną frustrację, widać że serce biskupa rzymskiego krzyczy:
,,Boże! Ja jedynie chcę być wobec tych ludzi w porządku. Chcę dla nich dobra!”
Znam ten krzyk doskonale, i Najwyższy poczytałby mi to za niesprawiedliwość gdybym tego nie dostrzegł i nie wskazał, mnie, który bez Jego łaski sam byłby wielce zachwycony Fidducią. Wiem też, że wielu chrześcijan zmaga się w swoim sumieniu z tym problemem: ,,Jezus nakazał miłować, dlaczego więc miałbym nie okazywać serdecznego ciepła wobec tych ludzi, którzy po prostu się kochają i zmagają z inną orientacją”?
Cóż. Temat ten z pewnością będzie okazja poruszyć przy innej okazji szerzej, i jeśli Pan da siłę i inspirację, zrobimy to. Na moment obecny wykorzystany zostanie on jedynie jako tło do ostatecznej konkluzji, w której mam nadzieję, że wszystkie (jeśli jakiekolwiek powstały) niejasności zostaną sprostowane.
Jeśli ,,błogosławieństwo par jednopłciowych”, czy raczej w myśl Fidducia Suplicans pojedynczych osób, ale wciąż mimo wszystko trwających w takich związkach, będzie polegać na pełnym przekazie Ewangelii, jasnym wykładzie prawdy o tym, że praktykowana przez nich relacja homoseksualna oznacza grzech pozbawiony pokuty i nawrócenia, a brak pokuty i nawrócenia oznacza dla nich odłączenie od wszelkiej Bożej łaskawej obecności teraz i na wieki, w związku z czym jest im potrzebne upamiętanie, odrzucenie swojego grzechu, nawrócenie i wiara w Jezusa Chrystusa, Który jest jedyną drogą do Ojca, Jedynym pośrednikiem przez którego, w którym i dla którego grzeszny człowiek może mieć społeczność z Bogiem i dostęp do Jego miłosierdzia, Powiem: Amen! Bo zaprawdę, największym błogosławieństwem dla tych, którzy są sądzeni przez Prawo, jest usłyszenie Ewangelii.
Natomiast jeśli to ,,błogosławieństwo”, zawiera w sobie jakiekolwiek sugestie, iż ich stan może uzyskać jakąś pośrednią aprobatę Boga, że niepokutujący grzesznik usilnie trwający w grzechu może w jakikolwiek sposób jakoś zbliżyć się do Bożego miłosiedzia wyrażonego w jakiejkolwiek relacji z Nim, tak, że odchodząc sprzed oblicza prezbitera nie czują oni żadnego dyskomfortu w związku ze swoim stanem i potrzeby rzucenia się jak najszybciej w pokucie w ramiona Boga...Cóż. Jest to zamach na Ewangelię poprzez zaniechanie pełnego jej ogłaszania, w związku z tym należy stwierdzić, iż jest to wielka krzywda uczyniona tym ludziom, wystawienie ich na próżną nadzieję która jak mówi Westminsterskie Wyznanie Wiary, z pewnością ich zawiedzie i przepadnie3. Jest to straszna zbrodnia, straszny akt nieczułego spoglądania, jak dwóch braci bądź dwie siostry idzie beztrosko po starym moście nad wielką otchłanią, który prędzej czy później się z trzaskiem pod nimi zawali. Bóg jest miłością, dlatego nie głoszenie w całości Jego Słowa, które jest żywe i skuteczne do zbawienia każdego kto mu uwierzy (Hbr 4:12), nawet jeśli oznacza to złamanie czyjegoś serca i nazwanie jego uczucia miłości wprost grzesznym i złym, jest aktem kompletnego braku prawdziwej miłości (Pwt 6:4-8, Ps 119:127, J 14:15).
Wykorzystane źródła:
3 Westminsterskie wyznanie wiary 18. I: ,,Chociaż obłudnicy i inni nieodrodzeni ludzie mogą próżnie zwodzić siebie fałszywymi nadziejami czy cielesnymi domniemaniami o posiadaniu przychylności Boga i znajdowaniu się w stanie zbawienia (która to ich nadzieja przepadnie), to jednak tacy, którzy prawdziwie wierzą w Pana Jezusa i kochają go w szczerości, usiłując chodzić przed nim z czystym sumieniem, mogą już w tym życiu być zdecydowanie zapewnieni, że znajdują się w stanie łaski, i radować się w nadziei chwały Boga, która to nadzieja nigdy ich nie zawiedzie".