1. Dzień Pański - Katechizm Heidelberski
Pytanie 1:
W czym znajdujesz jedyną pociechę w życiu i wobec śmierci?
W tym, że ciałem i duszą należę – zarówno teraz, gdy żyję, jak i wtedy, gdy umrę – nie do siebie, ale do Jezusa Chrystusa, mego wiernego Zbawiciela. To On swą drogą krwią dał całkowite zadośćuczynienie za moje grzechy, wyzwolił mnie z mocy diabła, to On strzeże mnie tak dobrze, że nawet włos z głowy mi nie spadnie bez woli Ojca niebiańskiego, co więcej – wszystko musi służyć mojemu dobru. Dlatego – przez Ducha Świętego – daje mi On pewność życia wiecznego i pozwala, abym od tej chwili z całego serca pragnął żyć dla Niego. Rz.14:8; 1 Ptr.1:18-19; 1 J.3:8; Mt.10:29-31; Łk.21:18; Rz.8:28; 2 Kor.1:22; Rz. 8:14
Pytanie 2:
Z czego powinieneś zdawać sobie sprawę, aby żyć i umierać w taki sposób pocieszony?
Z trzech prawd: po pierwsze – z ogromu własnego grzechu i niedoli; po drugie – ze sposobu, w jaki zostałem z nich wyzwolony; i po trzecie – z wdzięczności, jaką winien jestem Bogu za to wyzwolenie. Rz.7:24-25; 1 Kor.6:11; Tyt.3:3-7; 1 Ptr.2:9-10
To pierwsze, a zarazem najbardziej znane pytanie Katechizmu, dla wielu chrześcijan będzie pierwszym, ale i ostatnim, jakie usłyszą w życiu (nawet jeśli są w kościele reformowanym). Sądzę, że jeśli miałoby się usłyszeć tylko jedno pytanie z Katechizmu, dobrze byłoby trafić właśnie na nie.
Równie powszechne jest chyba tylko pierwsze pytanie z Małego Katechizmu Westminsterskiego: „Co jest najważniejszym przeznaczeniem człowieka? Uwielbiać Boga i cieszyć się Nim na wieki ”. Podobno Katechizm Heidelberski krytykowano za to, że – w przeciwieństwie do Westminsterskiego – zaczął od człowieka (w czym (ty) znajdujesz jedyną pociechę), a nie od chwały Bożej. Gdybyśmy jednak byli drobiazgowi, moglibyśmy zarzucić Katechizmowi Westminsterskiemu, że zaczął od tego, co możemy uczynić my, a nie – jak Katechizm Heidelberski – od tego, co zrobił dla nas Chrystus.
Tak naprawdę oba katechizmy rozpoczynają się właściwie. Heidelberg zaczyna od łaski, Westminster od chwały. Trudno znaleźć dwa inne słowa tak dobrze podsumowujące biblijne objawienie.
Pierwsze pytanie Katechizmu Heidelberskiego uderza nas ze względu na słowo „jedyną”. Gdyby brzmiało: „W czym znajdujesz pociechę?”, stałoby się pytaniem uprzejmym, aczkolwiek niewystarczającym. Pociechę przynosi mi poobiednia drzemka, ciasteczka amerykańskie (przyp. tłum. „chocolate chip cookies”), dobra książka i ścieżka dźwiękowa z filmu „Misja”. Ale – pytając o „jedyną pociechę” – Katechizm konfrontuje mnie dogłębnie. Słowo „pocieszać” jest tłumaczeniem niemieckiego trost, które z kolei w pierwszej oficjalnej wersji łacińskiej przełożono jako consolatio. Słowo trost jest powiązane z angielskim „trust” (przyp. tłum. „ufać”), a jego rdzeń zawiera w sobie znaczenie „pewności” oraz „ochrony”. Heidelberg pyta zatem: „Co jest twoim ukojeniem? Co jest dla ciebie jedynym, prawdziwym źródłem bezpieczeństwa?”.
Pytanie pierwsze Katechizmu Heidelberskiego nie tylko nadaje ton całości (patrz: Pytanie 2, 52, 53, 57, 58), ale jest jednocześnie najważniejszym pytaniem, jakie możemy sobie zadać. Co pozwala ci bez strachu zmierzyć się z życiem i ze śmiercią? Codzienne czytanie Biblii? Coniedzielne nabożeństwo? Pomoc ubogim? Oszczędności na koncie emerytalnym? A może to, że w swoim życiu nie popełniłeś najpoważniejszych grzechów?
W dzisiejszym świecie szukamy pocieszenia w posiadaniu, w ambicji, we władzy i w pozycji. Ale Katechizm uczy nas – wbrew kulturze i intuicji! – że jedyną pociechą jest to, że nie należymy do samych siebie. Jesteśmy w stanie przeżyć cierpienie i rozczarowanie, zmierzyć się – bez strachu przed sądem – ze śmiercią i z tym, co po niej nastąpi, nie dzięki temu, czego dokonaliśmy, co posiadamy czy kim jesteśmy, ale ze względu na to właśnie, że nie należymy do samych siebie.
Katechizm podkreślał to, że należymy do Chrystusa, wzorując się prawdopodobnie na Janie Kalwinie. Niektórzy uważają Kalwina za zasadniczego, jałowego dogmatyka, ale w rzeczywistości jego serce było głęboko oczarowane Bogiem. Posłuchaj, jak bije, pełne pasji, we fragmencie, który mocno wybrzmiewa w Katechizmie Heidelberga: „Nie należymy do siebie samych: niech więc nasz rozum i wola nie zachwieją naszymi planami i uczynkami. Nie należymy do siebie samych: nie dążmy więc do własnej korzyści według ciała. Nie należymy do siebie samych: zapomnijmy więc, na ile potrafimy, o sobie i o tym, co do nas należy. Na odwrót – należymy do Boga: żyjmy więc i umierajmy dla Niego. Należymy do Boga: niech Jego mądrość i wola kierują naszymi uczynkami. Należymy do Boga: niechaj każda cząstką nas dąży ku Niemu, ku jedynemu słusznemu celowi”.[1]
Pytanie pierwsze Katechizmu nadaje kształt całej naszej egzystencji. Jako chrześcijanie musimy przede wszystkim być świadomi tego, że należymy nie do siebie, ale do Chrystusa.
Nie wystarczy jednak świadomość, że istnieje pocieszenie i radość. Trzeba nam wiedzieć, co jest konieczne, by tego pocieszenia i radości móc doświadczać zarówno żyjąc, jak i umierając. Wina, łaska oraz wdzięczność – poznać te trzy oznacza należeć nie do siebie, ale do Chrystusa. Te trzy słowa są fundamentem całego Katechizmu. Najpierw pojmujemy nasz grzech, następnie zbawienie. Na końcu to, w jaki sposób jesteśmy uświęcani, by służyć.
Te trzy elementy są niezbędne. Jeśli nie pojmiemy grzechu – co pozwoli nam doświadczyć, że rzeczywiście ponosimy winę – położymy zbytnią ufność w naszej zdolności czynienia dobra i zmiany świata na lepsze; zignorujemy nasz główny problem, którym nie jest brak wykształcenia, możliwości czy zasobów, ale sam grzech i towarzysząca mu niedola. Jeśli nie zrozumiemy, jak wyzwolić się z więzów grzechu i niedoli – a to możliwe jest przez łaskę – będziemy samych siebie próbować naprawić – bezowocnie – albo poddamy się w rozpaczy. Jeśli nie będziemy dziękować Bogu za to wyzwolenie, skupimy się w życiu na sobie, nie mając prócz nas samych żadnych innych punktów odniesienia, a nie po to przecież Bóg uwolnił nas od grzechu i niedoli. Gdyby chrześcijanie pamiętali o wszystkich „trzech elementach”, a nie o jednym czy o dwóch, oszczędziłoby to nam wielu kiepskich pomysłów i marnej teologii.
Zwróć uwagę na podstawowe założenie pierwszych pytań obu katechizmów: mamy żyć i umrzeć, radując się tym właśnie pocieszeniem. To, że doświadcza tego tak niewielu chrześcijan pokazuje, jak ciężkie potrafi być życie, ale również jak bardzo rzadko zgłębiamy, co to znaczy należeć do Chrystusa. Pocieszenie nie polega na tym, że Chrystus usuwa z naszego życia wszystko, co trudne. Pocieszenie to, słowami Zachariasza Ursyna, „efekt konkretnego procesu rozumowania, w którym przypatrujemy się określonemu dobru w przeciwwadze do konkretnego zła, tak by poprzez głębokie rozważenie tego dobra, ukoić nasz smutek i cierpliwie przetrwać zło”[2]. Innymi słowy, pocieszenie pozwala nam dostrzec większą radość, przewyższającą obecne oraz przyszłe cierpienia.
Myśląc o życiu i śmierci w komforcie (przyp. tłum. gra słów – po angielsku słowo „comfort” oznacza pocieszenie, ale też komfort i wygodę) wyobrażamy sobie wygodny fotel, masaże i mnóstwo jedzenia (bez przybierania na wadze, rzecz jasna). Katechizm mówi nam jednak o innego rodzaju komforcie – pocieszeniu głębszym, szlachetniejszym, obfitszym i słodszym. Pocieszenie to znajdujemy, uznając nasz grzech – bez samousprawiedliwienia; ufając Komuś – nie sobie; dziękując – bez oczekiwania na podziękowania.