W roku 2009 ponad 150 organizacji katolickich i protestanckich w Stanach Zjednoczonych podpisało wspólne oświadczenie wyrażające sprzeciw wobec propozycji ustaw dotyczących aborcji, małżeństw osób tej samej płci oraz ograniczania wolności religijnej, szczególnie wśród personelu medycznego. Publikujemy pełną treść deklaracji na potrzeby Wydawnictwa MW w związku z przygotowaniami do wydania książki „Czy jesteśmy razem? Katolicyzm okiem protestanta" autorstwa R.C. Sproula.
Tłumaczenie: Stanisław Sylwestrowicz
Redakcja: Karolina Podlipna
Deklaracja Manhattańska
Deklaracja Manhattańska: Apel chrześcijańskiego sumienia
Opracowano 20 października 2009
Opublikowano 20 listopada 2009
Preambuła
Chrześcijanie są spadkobiercami dwutysiącletniej tradycji głoszenia Słowa Bożego, dążenia do sprawiedliwości społecznej, sprzeciwiania się tyranii oraz docierania z pomocą i współczuciem do ubogich, uciśnionych i cierpiących.
Podczas gdy w pełni przyznajemy, że na przestrzeni wieków wspólnoty i instytucje chrześcijańskie dalekie były od doskonałości i popełniły wiele błędów, powołujemy się jednocześnie na dziedzictwo tych chrześcijan, którzy stawali w obronie niewinnych istot ratując niemowlęta wyrzucane na rzymskie śmietniska, publicznie piętnując przy tym sankcjonowanie przez cesarza dzieciobójstwa. Z szacunkiem wspominamy wierzących, którzy poświęcili swoje życie pozostając w rzymskich miastach, aby opiekować się chorymi w okresach panowania zarazy, jak i tych, którzy odważnie wybrali śmierć na arenie Koloseum, byle tylko nie zaprzeć się wiary w Pana.
Po tym, jak barbarzyńskie plemiona podbiły Europę, chrześcijańskie klasztory zachowały nie tylko Biblię, ale również literaturę i sztukę kultury Zachodu. To chrześcijanie pokonali zło systemu niewolniczego: dekrety papieskie z XVI i XVII wieku potępiały niewolnictwo, a w szczególności ekskomunikowały każdego, kto był zaangażowany w handel niewolnikami; w Anglii zaś ewangelikalni chrześcijanie pod przywództwem Johna Wesleya i Williama Wilberforce’a doprowadzili do zdelegalizowania handlu niewolnikami w tym kraju. Chrześcijanie pod wpływem Wilberforce'a utworzyli również setki towarzystw niosących pomoc ubogim, więźniom i dzieciom zmuszanym do pracy i przykuwanym w fabrykach do maszyn.
W Europie chrześcijanie podważyli twierdzenia o boskich przymiotach królów i z powodzeniem wywalczyli ustanowienie praw równoważących podział władzy instytucji rządowych, co umożliwiło powstanie współczesnego systemu demokratycznego. W Ameryce Północnej chrześcijanki znalazły się w awangardzie ruchu sufrażystek. Przywódcami wielkich kampanii na rzecz praw człowieka z lat 50-tych i 60-tych XX wieku byli chrześcijanie powołujący się na Pismo Święte i uznający, że w każdej istocie ludzkiej niezależnie od rasy, religii, wieku czy warstwy społecznej kryje się chwała podobieństwa do Boga.
W ostatnich dekadach to samo poświęcenie sprawie godności ludzkiej zmobilizowało chrześcijan do działania na rzecz powstrzymania godzącego w nią upodlenia jakim jest handel ludźmi i niewolnictwo seksualne, do zapewnienia pełnej współczucia opieki cierpiącym na AIDS w Afryce, jak również do niesienia pomocy w całej gamie innych dziedzin dotykających praw człowieka – od dostarczania źródeł czystej wody w krajach rozwijających się, po zapewnienie rodzin dziesiątkom tysięcy dzieci osieroconych przez wojnę, choroby i dyskryminację ze względu na płeć.
Podobnie do tych, którzy pielgrzymowali w wierze przed nami, tak i dzisiejsi chrześcijanie wezwani są do głoszenia Ewangelii drogocennej Bożej łaski, do obrony wewnętrznej godności istot ludzkich, jak i do troski o wspólne dobro. Kościół, będąc wiernym swojemu powołaniu i wezwaniu do czynienia uczniów Jezusowi, poprzez służbę względem bliźnich może wnieść doniosły wkład w dobro publiczne.
Deklaracja
My, prawosławni, katoliccy i ewangelikalni chrześcijanie, zgromadzeni początkowo 28 września 2009 roku w Nowym Jorku celem sporządzenia niniejszej deklaracji, którą podpisujemy jako poszczególne osoby – nie z ramienia organizacji, do których należymy, lecz jako przemawiający do naszych społeczności i będąc głosem z nich pochodzącym. Działamy wspólnie w posłuszeństwie względem prawdziwego Trójjedynego Boga; Boga świętości i miłości, który całkowicie zawładnął naszym życiem, a przez to powołał nas razem z wierzącymi w każdym wieku i narodzie, aby zabiegać o dobro wszystkich, którzy noszą w sobie Jego obraz i stawać w ich obronie. Deklarację tę podajemy do publicznej wiadomości w świetle prawdy jaka ugruntowana jest w Piśmie Świętym, w naturalnym ludzkim rozumie (który, w naszym przekonaniu, sam jest darem hojnego Boga), jak i w naturze ludzkiej istoty. Wzywamy zatem wszystkich ludzi dobrej woli, tak wierzących, jak i niewierzących, aby dokładnie rozważyli i krytycznie przemyśleli zagadnienia, które w niniejszej deklaracji poruszamy. Za świętym Pawłem kierujemy ten apel do sumienia wszystkich stojących w obliczu Boga.
Choć uwagi naszej domaga się pełny zakres chrześcijańskiej troski moralnej, włączając w to gorliwą opiekę nad ubogimi i bezbronnymi, to w sposób szczególny zaniepokojeni jesteśmy faktem, iż w naszym kraju poważnie zagrożone jest życie osób nienarodzonych, upośledzonych i starszych; że instytucja małżeństwa, i tak znacznie już osłabiona poprzez przypadki rozwiązłości, niewierności i rozwody, obecnie znajduje się w niebezpieczeństwie całkowitego jej przedefiniowania po to, aby dostosować ją do bieżących ideologii; że wolność religijna i wolność sumienia są w znacznym stopniu podważane przez tych, którzy uciekają się do stosowania środków przymusu, by nakłonić wierzących do ustępstw w kwestiach ich najgłębszych przekonań.
Ponieważ świętość ludzkiego życia, godność instytucji małżeństwa jako związku męża i żony oraz wolność sumienia i wyznania są fundamentalnymi zasadami sprawiedliwości i wspólnego dobra, przeto wiarą naszą jesteśmy przynaglani do mówienia i działania w ich obronie. W deklaracji tej potwierdzamy zatem:
1) prawdę o doniosłej, wewnętrznej godności i równości wszystkich ludzi, wypływających z faktu, iż każda istota ludzka uczyniona jest na obraz samego Boga, przez co przynależą jej wewnętrzne prawa do równości i życia;
2) prawdę o małżeństwie jako matrymonialnemu zjednoczeniu mężczyzny i kobiety, ustanowionej przez Boga od czasu stworzenia, a historycznie rozumianej zarówno przez wierzących, jak i niewierzących jako najbardziej podstawowej instytucji społeczeństwa; oraz
3) prawdę o wolności religijnej, która oparta jest na charakterze Boga, przykładzie Chrystusa i wewnętrznej wolności oraz godności ludzkiej istoty stworzonej na podobieństwo Boga.
Jesteśmy chrześcijanami, którzy przekraczając historyczne granice eklezjalnych różnic zjednoczyli się, aby potwierdzić nasze prawa, oraz – co ważniejsze – przyjąć zobowiązanie, by przemawiać i działać w obronie tych prawd. Uroczyście zobowiązujemy się wzajemnie i względem naszych współbraci w wierze, iż żadna siła na ziemi, czy to kulturowa czy polityczna, nie onieśmieli nas i nie sprawi, że zamilkniemy czy pogodzimy się z obecnym stanem rzeczy. Powinnością naszą jest głosić Ewangelię naszego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa w całej jej pełni, „w porę i nie w porę.” Niechaj Bóg nam dopomoże, abyśmy w tej powinności nie zawiedli.
Życie
„Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę” (Rdz 1:27).
.”Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie, i miały je w obfitości” (J 10:10).
Chociaż nastroje w społeczeństwie przechylają się w kierunku sympatii względem stanowiska pro-life, to ze smutkiem stwierdzamy, że w kręgach rządzących dominująca jest ideologia pro-aborcyjna. Wielu członków obecnej administracji (stan na 20 października 2009 roku – przyp. tłum.) chciałoby uczynić aborcję legalną niezależnie od stopnia zaawansowania rozwoju płodu oraz opłacaną z kieszeni podatników. Większość w obu izbach Kongresu podziela pogląd pro-aborcyjny. Sąd Najwyższy, którego niechlubne orzeczenie z 1973 roku w procesie Roe vs. Wade odarło nienarodzonych z ochrony prawnej wciąż traktuje aborcję na żądanie jako fundamentalne prawo gwarantowane konstytucją, choć jednocześnie za konstytucyjnie dopuszczalne uznał pewne istniejące restrykcje. Prezydent stwierdził, że chce ograniczyć „potrzebę” wykonywania aborcji – co samo w sobie stanowi cel ze wszech miar słuszny. Ale jednocześnie obiecał również doprowadzić do zapewnienia łatwiejszego i szerszego dostępu do aborcji poprzez wyeliminowanie praw zabraniających jej rządowego finansowania oraz usuwając wymóg pewnego okresu oczekiwania stawiany obecnie przed kobietami chcącymi dokonać zabiegu; wykreślony miałby zostać również wymóg powiadomienia rodziców w przypadku aborcji dokonywanych u nieletnich. Wyeliminowanie tych ważnych oraz skutecznych praw chroniących życie (pro-life) nie będzie – jak możemy bezpiecznie założyć – prowadzić do niczego innego, jak tylko do znacznego wzrostu liczby aborcji na żądanie, przez które niezliczona liczba żyć dzieci zgaśnie zanim się urodzą. Nasze oddanie sprawie świętości życia nie jest kwestią stronniczej postawy, gdyż dostrzegamy, że w ciągu trzydziestu sześciu lat jakie upłynęły od sprawy Roe vs. Wade wybrane władze i reprezentanci obu głównych partii politycznych byli współwinnymi prawnego sankcjonowania tego, co papież Jan Paweł II określał mianem „cywilizacji śmierci.” Wzywamy zatem wszystkich rządzących w naszym kraju, którzy na swoje funkcje zostali wybrani przez obywateli, aby ochraniali i służyli dobru każdego członka naszego społeczeństwa, włączając w to najbardziej zmarginalizowanych, nie mogących zabrać głosu we własnej sprawie i bezbronnych spośród nas.
Cywilizacja śmierci nieuchronnie czyni życie na każdym jego etapie tanim i warunkowym poprzez promowanie przekonania, że można pozbyć się tych istot ludzkich, które są niedoskonałe, niedostatecznie rozwinięte lub niewygodne. Jak to dalekowzroczne osoby trafnie przewidziały, dewaluacja wartości życia jaka rozpoczęła się wraz z dopuszczeniem aborcji obecnie przenosi się także na inne dziedziny – badania, w trakcie których niszczone są ludzkie embriony oraz finansowanie ich ze środków rządowych promowane są w imię nauki, za cel podając chęć opracowywania terapii i leczenia chorób oraz uszkodzeń ciała. Sam Prezydent wraz z wieloma kongresmenami sprzyjają poszerzeniu zakresu badań embrionalnych, aby włączyć w nie opłacane ze składek podatników „terapeutyczne klonowanie.” Skutkiem byłaby prowadzona na skalę przemysłową produkcja ludzkich embrionów, które z kolei zabijanoby w celu uzyskania genetycznie modyfikowanych linii komórek macierzystych oraz tkanek. Na drugim końcu prężnie działa zaś coraz potężniejszy ruch promowania wspomaganego samobójstwa i „dobrowolnej” eutanazji, co stanowi poważne zagrożenie dla osób starszych i kalekich, niemających jak się bronić. Eugeniczne konotacje, takie jak doktryna o lebensunwertes Leben („życiu niewartym przeżycia”) początkowo lansowane były w latach dwudziestych ubiegłego wieku przez intelektualistów na salonach elit Ameryki i Europy. Na długo pogrzebane w niesławie po doświadczeniu przez ludzkość horrorów pierwszej połowy XX wieku obecnie na nowo powstają ze swych grobów. Jedyną różnicą jest to, że dziś doktryny eugeniczne ubierane są w hasła „wolności”, „autonomii” i „wyboru.”
Zjednoczeni w naszych wysiłkach, niestrudzenie będziemy działać na rzecz zlikwidowania prawa do zabijania, od emocjonalnego porzucenia nienarodzonych, po aborcję. Tak jak zwykliśmy to czynić, w dalszym ciągu poświęcimy się niesieniu pomocy i pocieszenia ciężarnym kobietom, roztaczaniu nad nimi opieki, jeśli znalazły się w potrzebie oraz wspieraniu tych, które stały się ofiarami procedur aborcyjnych, słusznie sprzeciwiając się niegodziwej idei, jakoby świadome zabicie swego nienarodzonego dziecka w jakiś sposób miałoby leżeć w ich najlepszym interesie. Naszym przesłaniem jest i zawsze będzie to, że dla nas wszystkich sprawiedliwą, humanitarną i prawdziwie chrześcijańską odpowiedzią na niechciane ciąże jest miłować i troszczyć się zarówno o matkę, jak i o dziecko.
Prawdziwie profetyczne świadectwo chrześcijańskie będzie uparcie wzywać tych, którym powierzono doczesną władzę, aby wypełnili pierwszoplanową odpowiedzialność spoczywającą na rządzie: ochraniali słabych i bezbronnych przed atakami przemocy i czynili to bez stronniczości czy dyskryminowania niektórych. Biblia jednoczy nas w obronie tych, którzy nie są w stanie sami się obronić, wzywając nas, by przemawiać w imieniu tych, którzy sami mówić nie mogą. Zatem mówimy w imieniu osób nienarodzonych, ułomnych oraz niesamodzielnych i stajemy w ich obronie. Musimy publicznie wyklarować to, co Biblia i światło rozumu stawiają jasno. Musimy być gotowi, aby bronić życia naszych braci i sióstr na każdym etapie ich rozwoju i w dowolnym ich stanie, nawet ryzykując poniesienie kosztów tego przedsięwzięcia tak osobiście, jak i przez instytucje, które reprezentujemy.
Troska nasza nie ogranicza się tylko do naszego kraju. Na całym globie jesteśmy świadkami przypadków ludobójstwa i „czystek etnicznych”, porażki w niesieniu pomocy doświadczającym cierpień niewinnym ofiarom działań wojennych, zaniedbywania dzieci i znęcania się nad nimi, wyzysku bezbronnych pracowników, handlu dziewczętami i młodymi kobietami dla celów wykorzystywania seksualnego, zaniedbywania seniorów, ucisku i dyskryminacji rasowej, prześladowania wierzących różnych religii oraz niepowodzeń w podejmowaniu niezbędnych kroków celem zatrzymania chorób, których można by zapobiec – na przykład AIDS.
Postrzegamy te rażące zaniedbania jako płynące z tego samego zatracenia poczucia godności istoty ludzkiej i świętości ludzkiego życia jakie napędzają przemysł aborcyjny i ruch na rzecz wspomaganego samobójstwa, eutanazji i klonowania ludzi w celach badań biomedycznych. My przeto kierować się musimy niezachwianą etyką szczerej miłości i poszanowania życia we wszelkich sytuacjach i okolicznościach.
Małżeństwo
„Mężczyzna powiedział: Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta. Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem” (Rdz 2:23-24).
„Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła. W końcu więc niechaj również każdy z was tak miłuje swą żonę jak siebie samego. A żona niechaj ze czcią się odnosi do swojego męża” (Ef 5:32-33).
W Piśmie Świętym stworzenie mężczyzny i kobiety oraz ich więzi w której stać się mają „jednym ciałem” jest ukoronowaniem Bożego dzieła stworzenia. Mężczyznę i kobietę, połączonych węzłem małżeńskim i z zadaniem przekazywania życia i pełnienia troskliwej opieki nad dziećmi, spotkał wielki zaszczyt partnerstwa z samym Bogiem.
Małżeństwo jest zatem pierwszą instytucją ludzkiego społeczeństwa; w rzeczy samej, to instytucja na fundamencie której wzniesione zostały pozostałe struktury społeczne. W tradycji chrześcijańskiej o małżeństwie mówimy jako o „świętym związku małżeńskim”, by zaznaczyć fakt, że jest to instytucja zarządzana przez Boga i pobłogosławiona przez Chrystusa poprzez Jego udział w zaślubinach, jakie miały miejsce w Kanie Galilejskiej. W Biblii małżeństwo błogosławi sam Bóg i ma je w najwyższym poważaniu.
Przeważające doświadczenie ludzkości potwierdza, że małżeństwo jest najbardziej pierwotną i najważniejszą instytucją dla zapewnienia zdrowia, wykształcenia i dobrobytu wszystkich osób w społeczeństwie. Tam gdzie małżeństwo jest szanowane, a kultura sprzyja jego rozwojowi korzystają na tym wszyscy – sami małżonkowie, ich dzieci, społeczności oraz całe społeczeństwo. Gdzie zaś zaczyna się erozja kultury wspierania małżeństwa, tam też i szybko pojawiają się wszelkiego rodzaju patologie społeczne.
Niestety w ciągu ostatnich kilku dekad jesteśmy świadkami poważnej erozji kultury wspierania małżeństw w naszym własnym kraju. Być może najbardziej znaczącym, jak i alarmującym tego wskaźnikiem jest odsetek narodzin nieślubnych dzieci. Jeszcze niespełna pięćdziesiąt lat temu odsetek ten wynosił mniej niż 5 procent. Dziś jest to ponad 40 procent. Nasze społeczeństwo, a w szczególności jego najuboższy i najbardziej narażony na negatywne wpływy sektor – tam gdzie odsetek nieślubnych dzieci jest największy, przekraczający średnią krajową – płaci ogromną cenę w postaci przestępczości młodocianych, narkomanii, występków przeciwko prawu, wyroków więzienia, poczucia rozpaczy i beznadziei. Do innych wyróżników tej sytuacji należy powszechne życie par ze sobą bez ślubu i tragicznie wysoki odsetek rozpadających się małżeństw.
Ze smutkiem wyznajemy, że chrześcijanie i nasze instytucje zbyt często i to w skandaliczny sposób zawiodły w kwestii ochrony instytucji małżeństwa i w demonstrowaniu przed tym światem prawdziwego znaczenia tego czym, ono jest. Za to jak łatwo poddaliśmy się kulturze rozwodów, za to, że milczeliśmy w temacie wzorców społecznych podważających godność małżeństwa – za to wszystko dziś pokutujemy i wzywamy wszystkich chrześcijan, aby w tym akcie żalu do nas dołączyli.
Aby wzmocnić rodziny, musimy zaprzestać wybielania rozwiązłości i niewierności małżeńskiej, w zamian zaś winniśmy raczej pośród naszych wiernych odnowić poczucie niesamowitego piękna, tajemnicy i świętości wiernej miłości małżeńskiej. Musimy zreformować źle skonstruowane prawa, które przyczyniają się do osłabiania instytucji małżeństwa, włączając w to zdyskredytowaną koncepcję rozwodu bez orzekania winy. Przed nami wiele pracy w obszarach prawnym, kulturowym i religijnym, abyśmy mogli wpajać młodym ludziom zdrowe rozumienie tego czym małżeństwo jest, jakie niesie za sobą wymagania i dlaczego warte jest oddania i poświęcenia, na jakie wierny małżonek jest gotowy.
Impuls do zredefiniowania małżeństwa celem uznania związków tej samej płci oraz angażujących wielu partnerów jest bardziej symptomem niż przyczyną erozji małżeństwa w naszej kulturze. Odzwierciedla on utratę zrozumienia czym małżeństwo w swej istocie jest oraz jego ujęcia w ramach praw cywilnych, religijnych i w tradycjach filozoficznych, które miały wkład w uformowanie się tych praw. Bezwzględnie jednak konieczne jest oparcie się temu impulsowi, gdyż ulec mu oznaczałoby utracić jakąkolwiek możliwość przywrócenia zdrowego rozumienia znaczenia małżeństwa, a wraz z tym utracilibyśmy nadzieję na odbudowanie zdrowego małżeństwa w naszej kulturze. Utrwaliłoby to fałszywe i destruktywne przekonanie, że w małżeństwie chodzi wyłącznie o romantyczność i zaspokojenie innych potrzeb osób dorosłych, a nie o wewnętrzne dążenie do prokreacji i unikalny charakter oraz wartość doświadczeń i więzi, których znaczenie jest kształtowane przez gotowość małżonków do zrodzenia potomstwa, promowania i ochrony życia. W więzi małżeńskiej i w wychowaniu dzieci (które jako dar od Boga są owocem małżeńskiej miłości), odkrywamy doniosły powód istnienia małżeńskiego przymierza i płynące z niego korzyści.
Zdajemy sobie sprawę z tego, że istnieją ludzie, którzy przejawiają skłonności do zachowań lub związków homoseksualnych czy poliamorycznych, podobnie jak istnieją osoby o skłonnościach do innych form niemoralnego postępowania. Względem osób takich jesteśmy pełni współczucia; szanujemy je jako istoty ludzkie posiadające doniosłą, wewnętrzną i równą innym godność; chylimy czoła wobec kobiet i mężczyzn, którzy zmagają się, często z niewielką pomocą bliskich, by oprzeć się pokusom, nie ulec pragnieniom, które traktują – w niemniejszym stopniu niż my – jako dewiację. Wciąż ich wspieramy, nawet wtedy, kiedy się potykają, gdyż nie mniej niż oni także jesteśmy grzesznikami, którzy zawiedli w prowadzeniu życia zgodnie z Bożym zamysłem. Nie mniej niż oni potrzebujemy Bożej cierpliwości, miłości i przebaczenia. Wzywamy całą społeczność chrześcijańską, aby sprzeciwiając się niemoralności seksualnej, powstrzymała się jednocześnie od pogardliwego potępiania tych, którzy jej ulegli. Nasze odrzucenie grzechu, choć jak najbardziej na miejscu, nigdy nie może być odrzuceniem grzeszników. Każdy bowiem grzesznik, niezależnie od rodzaju popełnianego przezeń grzechu, jest miłowany przez Boga, który nie pragnie naszego zniszczenia, ale raczej tego, byśmy nawrócili się doń sercem. Jezus wzywa wszystkich, którzy zeszli z drogi cnoty, aby weszli na „drogę jeszcze doskonalszą”. Jako Jego uczniowie wychodzimy z miłością, żeby pomóc wszystkim, którzy usłyszą nasze wezwanie i zechcą na nie odpowiedzieć.
Przyznajemy również, że istnieją szczerzy ludzie, którzy w temacie pytań o moralność seksualną i naturę małżeństwa nie zgadzają się tak z nami, jak i z nauką płynącą z Biblii i tradycji chrześcijańskiej. Są osoby, które zaangażowały się w związki homoseksualne czy poliamoryczne i bez wątpienia traktują te więzi jako prawdziwie małżeńskie. Jednakże nie rozumieją oni, że małżeństwo jest możliwe dzięki seksualnej komplementarności mężczyzny i kobiety, i że to wszechstronne, przebiegające na wielu poziomach dzielenie się życiem, tak charakterystyczne dla małżeństwa, obejmuje również cielesne zjednoczenie tego rodzaju, że czyni ono męża i żonę jednością pod względem biologicznym. Dzieje się tak, gdyż ciało to nie tylko zewnętrzny instrument osoby ludzkiej, ale prawdziwie część jej osobowej rzeczywistości. Istoty ludzkie nie są tyko siedliskiem świadomości czy emocji, umysłu i ducha zamieszkujących bezosobowe ciała. Człowiek jest dynamiczną unią ciała, umysłu i ducha. Małżeństwo zaś tym, co jeden mężczyzna i jedna kobieta wspólnie ustanawiają, kiedy wyrzekając się wszystkich innych deklarują oddanie na całe życie swemu współmałżonkowi i odkrywają to dzielenie się życiem na każdym poziomie jestestwa – biologicznym, emocjonalnym, racjonalnym oraz działań – z oddaniem, które zostaje przypieczętowane, dopełnione i zrealizowane poprzez miłosny stosunek seksualny, w którym małżonkowie stają się jednym ciałem i to nie tylko w sensie przenośnym, ale realnie, poprzez wspólne wypełnienie behawioralnych warunków prokreacji. Dlatego też w tradycji chrześcijańskiej i historycznie w prawie Zachodu małżeństwo, które zostało skonsumowane nie może być rozwiązane czy unieważnione z powodu bezpłodności, nawet pomimo tego, iż natura więzi małżeńskiej jest ukształtowana przez wewnętrzną orientację na tę wielką wartość prokreacji.
Rozumiemy, że wielu z naszych współobywateli, wliczając w to również niektórych chrześcijan, jest przekonanych, iż historyczna definicja małżeństwa jako zjednoczenia jednego mężczyzny i jednej kobiety stanowi zaprzeczenie równych praw człowieka. Zastanawiają się oni, jak odpowiedzieć na polemikę z argumentem stanowiącym, iż żadna krzywda nikomu nie zostałaby wyrządzona, gdyby prawa społeczne miały przyznać status małżeństwa dwóm mężczyznom lub dwóm kobietom żyjącym ze sobą w związku seksualnym. Nie wpłynęłoby to przecież na ich własne małżeństwa, czyż nie? Przyjrzawszy się temu bliżej widzimy jednak, iż argument jakoby prawa rządzące jednym rodzajem małżeństw nie wpłynęły na inny ich rodzaj jest nie do obronienia. Jeśli miałby on cokolwiek udowodnić, do dowodziłby zbyt wiele: założenie, że prawny status jednego typu więzi małżeńskich nie wpłynie na żaden inny przemawiałby nie tylko za partnerstwem osób tej samej płci; ten sam argument mógłby tedy zostać przywołany dla uznania za równoprawne związków poliamorycznych, poligamicznych, a nawet związków dorosłych braci i sióstr żyjących w relacjach kazirodczych. Czy w imię równości praw obywatelskich te związki również należałoby uznać za pełnoprawne małżeństwa? Żadną miarą. Prawdą jest bowiem to, że małżeństwo nie jest czymś abstrakcyjnym lub neutralnym, aby prawo mogło je w sposób zasadny definiować i redefiniować wedle upodobania wpływowych osób.
Nikt nie ma takiego obywatelskiego prawa, aby sprawić, że niebędące małżeństwem związki zaczną być traktowane jak małżeństwa. Małżeństwo bowiem jest rzeczywistością obiektywną – jednością przymierza męża i żony – zatem uznanie i wspieranie tej prawdy przez prawo świeckie stanowi jego powinność przez wzgląd tak na sprawiedliwość, jak i na wspólne dobro obywateli. Gdy ono w tym zawiedzie, odbędzie się to z rzeczywistą szkodą dla społeczeństwa. Po pierwsze podważona zostaje wtedy wolność religijna tych, dla których jest to kwestia sumienia. Po drugie pogwałcone zostają prawa rodziców, kiedy dzieci w szkołach uczone są programów dotyczących życia rodzinnego i edukacji seksualnej stanowiących, iż wedle takiego „światłego” rozumienia tematu za „małżeństwa” uznawane są takie partnerstwa seksualne, które wedle przekonań wielu rodziców małżeństwami nie są; mało tego, w rzeczywistości są wręcz niemoralne. Po trzecie kiedy samo prawo w jego ogromnie ważnej, pedagogicznej funkcji staje się narzędziem do przeprowadzania erozji zdrowego rozumienia małżeństwa, na którym przecież opiera się rozkwit kultury promującej je w dowolnym społeczeństwie, wtedy wspólne dobro społeczeństwa obywatelskiego zostaje niszczone. Ze smutkiem stwierdzamy, iż obecnie daleko nam do rozkwitu kultury promowania małżeństwa, ale jeśli mielibyśmy rozpocząć ten niezmiernie ważny proces reformowania naszych praw i zwyczajów w celu odbudowania takiej kultury, to ostatnią rzeczą na jaką w tym procesie nas stać jest redefiniowanie małżeństwa w taki sposób, żeby w prawie naszym znalazło się ucieleśnienie fałszywej proklamacji tego, czym ono w rzeczywistości jest.
Wszystko to wynika z miłości (a nie z jakiejś „agendy”) oraz z roztropnej troski o dobro wspólne (a nie z „uprzedzenia”) – to z miłości deklarujemy, iż będziemy niestrudzenie pracować na rzecz zachowania prawnej definicji małżeństwa jako zjednoczenia jednego mężczyzny i jednej kobiety oraz działać w kierunku odbudowania kultury wspierającej tę podstawową instytucję. Jako chrześcijanie jakże moglibyśmy postąpić inaczej? Biblia uczy, że małżeństwo jest centralną częścią Bożego przymierza stworzenia. W rzeczy samej, zjednoczenie męża i żony odzwierciedla więź pomiędzy Chrystusem a Jego Kościołem. I tak jak Chrystus z miłości gotów był oddać samego Siebie jako ofiarę za swój Kościół, tak i my z miłości jesteśmy gotowi ponieść wszelkie ofiary jakich będzie się od nas wymagać na rzecz obrony niezmierzonego skarbu, jakim jest małżeństwo.
Wolność religijna
„Duch Pana Boga nade mną, bo Pan mnie namaścił. Posłał mnie, by głosić dobrą nowinę ubogim, by opatrywać rany serc złamanych, by zapowiadać wyzwolenie jeńcom i więźniom swobodę” (Iz 61:1).
„Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga” (Mt 22:21).
Na przestrzeni wieków zmagania w kwestii wolności religijnej były procesem długim i mozolnym. Wolność religijna nie jest koncepcją nową, ani też niedawno wypracowanym pojęciem, lecz zakorzeniona jest w charakterze samego Boga; Boga, który najpełniej poznawalny jest w życiu i dziełach Jezusa Chrystusa. Wcześni chrześcijanie, którzy byli zdeterminowani, aby wiernie podążać za Jezusem tak w życiu, jak poprzez śmierć, odwoływali się do porządku, jaki miał miejsce przy wcieleniu: „Czy Bóg posłał Chrystusa, jak sądzą niektórzy, jako tyrana siejącego terror i strach? Wcale nie, lecz w łagodności i delikatności…, gdyż przymus nie jest Bożym atrybutem” (List do Diogneta 7:3-4). Tak więc prawo do wolności religijnej ma swój fundament w przykładzie samego Chrystusa, jak również w godności ludzkiej istoty stworzonej na obraz Boga – godności, jak to nasi ojcowie-założyciele głosili, immanentnej względem każdego człowieka i rozpoznawalnej przez wszystkich, którzy właściwie posługują się rozumem.
Chrześcijanie wyznają, że to sam Bóg jest Panem sumienia. Wolność od religijnego przymusu jest przeto kamieniem węgielnym wolności sumienia. Nikt nie powinien być wbrew własnej woli przymuszany do wyznawania danej religii, a ludziom wierzącym nie powinno się zabraniać czcić Boga zgodnie z dyktatem ich sumienia, czy też swobodnie i publicznie wyrażać właściwych im głębokich przekonań dotyczących wiary. Co jest prawdą względem poszczególnych osób, stosuje się również wobec wspólnot religijnych.
Jest rzeczą ironiczną, że ci, którzy dzisiaj głoszą prawo do zabijania nienarodzonych, sędziwych i kalekich, jak również prawo do angażowania się w niemoralne praktyki seksualne, a nawet do zawierania związków opartych na tych praktykach – związków, które miałyby zostać przez prawo dopuszczone i usankcjonowane – chcieliby jednocześnie podeptać wolność innych do wyrażania wyznawanych przezeń wartości moralnych i religijnych, ukazujących świętość życia i godność małżeństwa jako intymnego zjednoczenia męża i żony.
Obserwujemy to na przykład w wysiłkach podejmowanych na rzecz wyeliminowania lub ograniczenia klauzul sumienia. W efekcie instytucje ochrony życia (włączając w to szpitale i kliniki powiązane z organizacjami religijnymi), jak i opowiadający się za obroną życia lekarze, chirurdzy, pielęgniarki i pozostały personel medyczny skłaniani są do zajęcia określonego stanowiska wobec aborcji, a w niektórych przypadkach wręcz do jej dokonywania lub asystowania. Widzimy to w posługiwaniu się ustawami antydyskryminacyjnymi ukierunkowanymi tak, aby zmuszać instytucje religijne, firmy i rozmaitych usługodawców, aby ci godzili się na działania w ich osądzie głęboko niemoralne lub – gdy odmówią – bankrutowali. Przytoczmy tu przykład ze stanu Massachusetts. Po sądowym ustanowieniu „małżeństw tej samej płci” katolickie pogotowia opiekuńcze z ogromną niechęcią podjęły decyzję o zakończeniu trwającej setki lat działalności umieszczania sierot w nowych, odpowiednich rodzinach. W przeciwnym razie musiano by zgodzić się z nowym prawem dopuszczającym umieszczanie dzieci w domach prowadzonych przez pary jednopłciowe, co byłoby sprzeczne z katolicką nauką dotyczącą moralności. W stanie New Jersey po uchwaleniu quasi-małżeńskich „związków partnerskich” instytucje kościoła Metodystów utraciły prawo do ulg podatkowych, kiedy to z powodów konfliktu sumienia odmówiły zgody na wykorzystanie posiadanych i zarządzanych przez siebie budynków do ceremonii błogosławienia związkom par homoseksualnych. W Kanadzie i niektórych państwach europejskich wszczęto postępowania karne wobec duchownych chrześcijańskich za to, że głosili biblijne normy sprzeciwiające się praktykowaniu homoseksualizmu. Nowe amerykańskie prawo stanowiące o zbrodniach nienawiści przybliża widmo podobnych praktyk również i tam.
W ciągu ostatnich kilku dekad rosnąca liczba orzeczeń prawnych towarzyszyła systematycznemu spadkowi poszanowania dla wartości religijnych w mediach, środowisku naukowym oraz pośród przywódców politycznych, co w rezultacie ograniczało wolność w praktykowaniu religii. Postrzegamy to jako trend niezwykle niebezpieczny nie tylko dlatego, że stanowi on zagrożenie indywidualnej wolności zagwarantowanej każdej osobie bez względu na jej wiarę, ale również dlatego, że jest on jednocześnie zagrożeniem dla wspólnego dobrobytu i kultury wolności, na której nasz system władzy republikańskiej został zbudowany. Przywołać tu należy restrykcje co do wolności sumienia czy możliwości zatrudniania osób spośród współwyznawców tej samej religii, lub narzucane obowiązkowe przekonania moralne instytucjom religijnym – kwestie te podważają żywotność pomniejszych struktur społecznych, stanowiących istotny bufor hamujący zapędy zbyt zadufanej w sobie władzy państwowej, co w rezultacie daje łagodną wersję despotyzmu, przed którą tak profetycznie przestrzegał Tocqueville. Dezintegracja społeczeństwa obywatelskiego stanowi preludium do tyranii.
Jako chrześcijanie poważnie podchodzimy do biblijnego przynaglenia, by szanować sprawujących władzę i okazywać im posłuszeństwo. Wierzymy zarówno w wartość prawa, jak i rządy prawa. Uznajemy też powinność, by stosować się do przepisów prawa niezależnie od tego, czy się nam one podobają, czy też nie, chyba jednak, że są one w rażący sposób niesprawiedliwe lub wymagają od osób im podlegających czynienia czegoś niesprawiedliwego czy w inny sposób niemoralnego. Biblijnym celem prawa jest zachowanie porządku i wymierzanie sprawiedliwości oraz działanie na rzecz wspólnego dobra; jednakże prawa, które są niesprawiedliwe – a w szczególności te, które zamierzone są, by przymusić obywateli do czynienia bezprawia – bardziej wspólne dobro podważają, niż się mu przysługują.
Sięgając pamięcią do najwcześniejszych dni Kościoła dostrzegamy, iż chrześcijanie odmawiali zaniechania głoszenia Ewangelii. W rozdziale czwartym Dziejów Apostolskich Piotr i Jan otrzymują zakaz przemawiania. Ich odpowiedzią na to jest przygana: „Rozsądźcie, czy słuszne jest w oczach Bożych bardziej słuchać was niż Boga? Bo my nie możemy nie mówić tego, cośmy widzieli i słyszeli”. Poprzez stulecia chrześcijaństwo uczyło, że nieposłuszeństwo władzy świeckiej bywa nie tylko dopuszczalne, ale czasami wręcz konieczne. Nie istnieje chyba bardziej elokwentna obrona praw i powinności religijnego sumienia niż ta przedstawiona przez Martina Luthera Kinga Jr. w Liście z Więzienia w Birmingham. Pisząc z jawnie chrześcijańskiej perspektywy i cytując chrześcijańskich pisarzy, takich jak św. Augustyn czy Tomasz z Akwinu, King uczył, że sprawiedliwe prawa podnoszą pozycję i zacność ludzkiej istoty, gdyż są one zakorzenione w prawie moralnym, którego ostatecznym źródłem jest sam Bóg. Niesprawiedliwe prawa obniżają natomiast wartość człowieka. Ponieważ nie mogą się one powołać na jakikolwiek wspierający je autorytet oprócz samej tylko woli człowieka, brak im zatem jakiejkolwiek mocy, by wiązać ludzkie sumienie. Gotowość Kinga, by iść raczej do więzienia niż zgodzić się na usankcjonowaną prawem niesprawiedliwość były tu żywą inspiracją i dobitnym przykładem prawdziwie chrześcijańskiego postępowania.
Ze względu na nasze poszanowanie sprawiedliwości i dobra wspólnego nie podporządkujemy się jakiemukolwiek edyktowi, który przymusem zamierza nakłonić prowadzone przez nas instytucje do udziału w aborcji, badaniach naukowych w których embriony ludzkie ulegają zniszczeniu, asystowanym samobójstwie, eutanazji, czy jakimkolwiek akcie targnięcia się na życie; ani też nie ugniemy się przed żadną z zasad nakierowanych na zmuszenie nas, byśmy błogosławili niemoralne związki seksualne, traktowali je jak małżeństwo lub jego ekwiwalent, czy powstrzymywali się od głoszenia prawdy – tak jak ją poznaliśmy – dotyczącej moralności, niemoralności, małżeństwa i rodziny. W pełni i bez niechęci oddamy to, co Cezara Cezarowi, lecz w żadnym razie nie oddamy Cezarowi tego, co należy do Boga.
Komitet Redakcyjny
Robert George Professor, McCormick Professor of Jurisprudence, Princeton University
Timothy George Professor, Beeson Divinity School, Samford University
Chuck Colson Founder, the Chuck Colson Center for Christian Worldview (Lansdowne, VA)