Co powiedziałbyś gdyby ktoś stanął przed Tobą i zaczął twierdzić:
- „Jestem wieczny” (,,Pierwej niż Abraham był, ja jestem” - J 8,58)
- „Przybywam z wieczności” („Widziałem, jak szatan, niby błyskawica, spadł z nieba” - Łk 10,18)
- „Będę Cię sądził” (,,W owym dniu (w dniu sądu) wielu mi powie: Panie, Panie” - Mt 7,22)?
Naturalnym jest to, że w dzisiejszych czasach nieliczni chcą uznawać za prawdziwe podobne twierdzenia i traktować ich Autora na poważnie. Twierdzenia te brzmią radykalnie, ponieważ twierdzenia na taką skalę nie pozostawiają nikomu dużego wyboru. Albo powiesz -
(Opcja 1.) co to za człowiek? Jeśli On mówi prawdę, to muszę dowiedzieć się o Nim więcej, zaprzyjaźnić się z Nim, żyć totalnie dla Niego, On ma być powodem dla którego wstaje rano z łóżka, a wszystko co robię powinno być robione na Jego chwałę.
(Opcja 2.) albo uciekniesz od Niego tak daleko jak tylko będziesz mógł.
Jezus jest drażliwy, bo jest radykalny, a radykalizm jest ofensywny i obraźliwy.
“Najgorszym” co Jezus zrobił jest to, że powiedział JAK możesz zostać zbawionym. Zrobił coś, czego dotąd nie dokonał żaden inny założyciel religii. Założyciele buddyzmu lub islamu mówili: oto co masz robić. Oto twoja ścieżka do zbawienia, oto 5 filarów islamu, rób to aby połączyć się z Bogiem albo by przejść do następnego etapu. Rób tak aby uzyskać zbawienie. Jezus natomiast mówi do nas: nic nie zrobisz dla tego aby być zbawionym, jesteś okropny, jesteś grzesznikiem, nic takiego w sobie nie posiadasz czym mógłbyś zasłużyć sobie na zbawienie, muszę to zrobić zamiast ciebie.
Porównać to można z sytuacją, w której dziecko próbuje coś zrobić pod nadzorem rodziców, albo uczeń pod nadzorem swojego nauczyciela, męczy się, stara się, główkuje, ale w końcu przychodzi dorosły i mówi: daj mi to! Daj ja to zrobię! Czy byliście kiedykolwiek w takiej sytuacji? Czy pamiętacie jak się wtedy czuliście? To jest okropne uczucie, ponieważ ono umniejsza cię, stawia cię na twoim miejscu, przypomina i pokazuje to, że jesteś niewystarczający, nie umiesz. To obraża!
Każda inna religia daje swoim wiernym jakieś uznanie, zlicza swoim wiernym punkty. Prawdziwe chrześcijaństwo nie daje Tobie żadnego uznania!
George Whitefield - jeden z wybitnych pastorów anglikańskich w swojej parafii głosił kazania, które były skoncentrowane na Ewangelii. Jedną z osób, która się nawróciła była hrabina Huntingdon - arystokratka, która zaczęła przyprowadzać na kazania pastora swoich przyjaciół z kół szlacheckich, aby też posłuchali kazań, w których mowa była o zbawieniu z łaski. Niezbyt wielu z nich chciało przychodzić, a jedna z jej przyjaciółek, księżna Buckingham odrzucając zaproszenie, napisała do niej mało przyjemny list, i wytłumaczyła dlaczego nie chce przyjść:
“Jest to makabryczne, kiedy mówią ci, iż posiadasz serce tak grzeszne jak to prostactwo, co pełza po ziemi. Jest to bardzo obraźliwe i grubiańskie i zastanawiam się jakim cudem jaśnie Pani darzy sentymentem coś tak obcego wysokiej klasie i dobremu wychowaniu.”
Tłumacząc słowa księżnej: Co to znaczy?.. Ja?.. Szlachcianka?.. Mam być zbawiona w ten sam sposób co ta hołota?...
Oczywiście, że Ewangelia będzie drażliwa. Jezus mówi - nie jestem Nauczycielem, który przychodzi by cię nauczyć jak się zbawić. Nie przychodzę jako nauczyciel, który pomaga ci znaleźć Boga. Przychodzę jako Bóg, który cię znajduje, obojętnie kim jesteś i na jak wysokim czy niskim szczeblu społecznym stoisz, obojętnie jak dobrym i szlacheckim jest twoje wychowanie.
Anna Gabryś w swojej książce “Salony Krakowskie” pisze o przeprowadzce księżnej Marceliny Czartoryskiej do grodu pod Wawelem w następujący sposób: “Przyciągnął ją, jak i wielu innych, krakowski magnes, urzekł nobliwy charakter miasta, skłaniający arystokrację i ziemiaństwo do osiedlania się w Krakowie - i pozostawania tu na zawsze” (A. Gabryś, Salony krakowskie, s.60).
W takim mieście jak Kraków, które przyciąga osoby błękitnej krwi (nie koniecznie z przynależności do rodziny arystokratycznej), dla osób wielkiego mniemania o sobie, które poczuwają się troszkę bardziej szlacheckimi, niż pozostali, przesłanie Jezusa jest szczególnie aroganckie i drażliwe.
Ludzie odrzucają koncepcję, która polega na tym, że musisz wierzyć w Chrystusa by być zbawionym. Ludzie mogą myśleć dzisiaj, że jest to zastarzałe, prostackie, niestosowne, o wąskich horyzontach… Możemy czasem nawet usłyszeć - “Wierzcie sobie w swojego Boga, macie prawo do swojej opinii, ale nie zmuszajcie innych do wiary w Niego!". Rzeczą, której tacy ludzie nie uświadamiają sobie, jest to, że oni właśnie robią chrześcijanom dokładnie to, czego robienia chcą im zakazać. Próbują zmusić chrześcijan do zmiany swojego zdania na ich. Kiedy ktoś mówi “nie nawracajcie ludzi do swojej wiary” - robi dokładnie to samo.
A jak czują się z tym chrześcijanie? Boją się. Najczęściej odczuwają strach - zostać nieprzyjętym, niezrozumianym, odrzuconym. Oto co dzisiaj mówi tobie Jezus: Możliwe, że będziesz odrzucony, ale nie zostaniesz sam (Mt 10,19) - “nie troszczcie się, jak i co macie mówić; albowiem będzie wam dane w tej godzinie, co macie mówić”.
Innymi słowy: Ojciec będzie z tobą wszędzie. Jak możemy być pewni tego? Jezus przypomina: Pomyślcie o Mnie, przypomnijcie sobie przez co Ja musiałem przejść, co zostało Mi wyrządzone.
W dniu ukrzyżowania Jezusa opuścili wszyscy, każdy od Niego uciekł. Tam na krzyżu Jezus wypowiedział słowa: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? (Mt 27,46). Został kompletnie sam na krzyżu. Dlaczego? Bo musiał wziąć na siebie karę, na którą to my zasłużyliśmy. Doświadczał na krzyżu samotności i wykluczenia po to abyśmy my nie musieli tego zaznawać. Niech te zapewnienia posłużą Ci jako zachęta by iść w świat i wykonywać misję Bożą na codzień.